O moich Nartowskch trochę przynudzę.
: pn lis 26, 2012 2:28 pm
Dzięki stronie Włodka Macewicza mogłam uzupełnić historię rodziny.
Mój praprapradziad Franciszek Nartowski zwany Kawką z żoną Anną z domu Gaberle, jak wynika z wyciągu cesarsko królewskiego rejestru szlacheckiego z 22 czerwca 1825 r. mieli potomstwo:
Syn Antoni poczmistrz w Gwoźdźci i Zabłotowie, żonaty z Marceliną Dzieżkówną, (dopiero po 1849 roku) w 1829 roku jedyny pełnoletni (można przypuszczać, że urodził się miedzy 1802 a 1805 rokiem)
Syn Marcin lekarz w Stryju Urodzony 1817 roku
Syn Stanisław mój prapradziad *1814, ciekawostką jest, że w 1814 toku został ochrzczony tylko „z wody”, przez gwardiana Jezuitów, przy asyście Stefana Hankiewicza i Marianny Hankiewicz, a dopiero w 1835 .05.03 regularnie ochrzczony i wciągnięty w księgi chrztu miasta Gwoźdźca. Musiało widać było zagrożenie jego życia zaraz po urodzeniu.
I córki Maria i Karolina, również* po 1805 roku. O nich nie wiem nic.
Ciekawe, że w posiadanych przeze mnie dokumentach nie ma ani słowa o Antonim, a to on jest wymieniany w liście Marcina do Stanisława, o którym napiszę dalej, jako ten, który opiekuje się siostrą i matką i to Antoni łożył na studia medyczne w Wiedniu na Marcina. Sądzę, że on jedyny, to znaczy Antoni, był po prostu pełnoletni w chwili śmierci ojca i jako takiemu można było powierzyć opiekę nad osierociałą rodziną.
Po ojcu przejął pocztę w Gwoźdźcu (po 1829 roku), właśnie syn Antoni.
Antoni, ożeniony z Marceliną Dzieżek, (ale dopiero po 1847 roku). Objął pocztę, ale wraz z długami. Do majątku pod Gwoźdźcem, do syna przeprowadziła się wdowa po Franciszku Nartowskim. Niedługo jednak tam mieszkali, bo spłata długów po ojcu, spowodowała, że Antoni musiał sprzedać dwór i przenieść się na mniejszą pocztę do Zabłotowa. A później prawdopodobnie prowadziła pocztę Lamberta i Marcelina Nartowskie, chyba do wyjścia Lamberty za mąż za Kołowskiego. Jeszcze jest wymieniana w szematyzmach na poczcie w Zaleszczykach, jako Nartowska.
Przejścia, łożenie na młodsze rodzeństwo jak i niezaradność życiowa, mocno nadszarpnęły jego zdrowiem. Antoni zmarł około 1858 roku.
Opiekę na jego córką Lambertą sąd powierzył 30 września 1858 roku Macelinie, czyli wdowie po Antonim oraz Marcinowi, to znaczy bratu Antoniego, z poleceniem, aby jak wynika z pisma sądowego razem z bratową, trzymali pieczę mad małoletnią.
Z listu od brata Marcina Nartowskiego pisanego z Wiednia do Stanisława dowiadujemy się:
9 listopada 1847 Wiedeń (fragmenty)
Kochany Stasiu!
Winienem Ci odpowiedź na twój ostatni list, jako też na ten któren z pakietem był załączony. Jednak na ten ostatni nie mam, co odpowiadać gdyż ten był musiał jeszcze przed tym bądź był pisany nim dostałeś wiadomość o tym żeś do Narajowa został mianowany…
Ty takie listy piszesz lamenty, takie strachi i takie frasunki opisujesz – i takie same listy z domu otrzymałem, jak gdybyś ty dopiero był smarkacz 19 letni albo 17 letni, tak robisz jakbyś jeszcze nigdy na świecie nie żył nie potrafił zaradzić w teraźniejszym położeniu, które Ci teraz obiecuje przyjemności – ale ty w samej rzeczy nie mogą was wystawić-jakie wy ludzi jesteście podajecie się o sytuację większą, piszesz, aby wszystko tentować co by tylko wam pomogło, a potem gdy to się wszystko zrobi- to po tym lamentujecie nie wiecie by dać rady i obecnie rezygnować.
…
Teraz do moich słów prawdy!
Patrz bracie kochany- będąc jeszcze w Bolechowie, prowadziłeś ty życie przyjemne, jako kawaler, nie żyłeś w prawdzie w zbytku, ale też, co to bieda-bawiłeś się. Hulałeś sobie, kochałeś się romantycznie – twoje najpiękniejsze lata....pięknie spędziłeś, jak 1000 innych ludzi tego nie mieli- u p. twojej rodziny brat autor –ten w swoim najpiękniejszym wieku już musiał się martwić i mozolić, on musiał wypłacić dług po Ojcu- musiał, na nas wszystkich pracować- a co za to miał i ma dotychczas niepokój w domu i teraz jest starym kawalerem, któren przez cały czas tylko ukradkiem po lasach lub po polach swe przyjemności życia z chłopakami używać musiał- Tyś dostał pocztę w Rzegocinie, z tym utrzymaniem i własny chleb, nie bardzo to pyszne utrzymanie, ale dla Ciebie jednego dostateczne i nawet dosyć przyjemne- nie chciałeś lub, podług Twego zdania nie mogłeś sam żyć, ożeniłeś się- dostałeś żonę piękna, młodą, dobrą, dostałeś Anioła- dostałeś żonę, o która którzy ja poznali zazdrościli. Ty przeżyłeś z nią prawie dwa lata w słodyczy, chociaż w niedostatku, użyłeś szczęścia stanu małżeńskiego, owoc tego pięknego małżeństwa jest luby piękny Aniołek-Bogu się podobało tobie żonę tę pozwać do siebie- tyś został w smutku podrożony- ale teraz Bóg się nad tobą zlitował, poprawia twój los, daje Ci utrzymanie piękne będziesz miał 1300 (lub 1500- nie bardzo mogę odczytać słowa) K rocznego dochodu – a ty narzekasz- ta ty teraz rady dać nie możesz- fe Stasiu- to nieładnie-postępuj ty teraz, jako mężczyzna- nie jako chłopak- masz doświadczenie- i nie ulegaj zaraz pierwszym trudnościom- Więc jeżeli już nie możesz z nikąd dostać pieniędzy na pożyczkę -ha, to ty poradź-mężczyzna tak przystojny jak ty z 1500 K rocznego dochodu, aby partii nie znalazł, która go ze wszystkich tarapatów wyrwała – i aby ty po tym szczęśliwie żył dla swoje żony- a przynajmniej dla swego dziecka.
…
Stasiu Kochany-przykro mi jest pisać, mnie samemu łzy idą- ale ja to mocne przedsięwzięcie zrobiłem sam teraz porzucam Wiedeń- jadę do Galicji szukać mego szczęścia- i chcę Antosiowi pomóc gdyż on w okropnej biedzie –prawda, że ja na razie nie mam nic jeszcze, ale czy Bóg łaskaw mi da abym temu poczciwemu i biednemu Bratu i Matce starej pomógł… ( reszta listu przepadła)
Po tym liście prawdopodobnie Marcin Nartowski, już jako lekarz ożenił się z panną Sztafin, Podobno Żydówką z Zaleszczyk, niestety nie znam imienia i w 1850 roku urodził mu się syn Bronisław, który najpierw był notariuszem w Stryju, a później prezydentem Lwowskiej Izby Notarialnej zmarł w 1916 roku.
O Marcinie niewiele więcej wiem, tylko tyle, że musiał owdowieć i powtórnie się ożenił z Józefa Bętkowską i z tego związku urodził się Antoni, Helena w 1859 roku i Maria. Prawdopodobnie w 1859 roku, albo mniej więcej w tym roku, roku Marcin został lekarzem powiatowym w Stryju do roku 1874.
Nie wiadomo, ale być może śmierć brata Stanisława w 1873 roku, przyczyniła się do śmierci Marcina, niecały rok później, na apopleksję. Jego żona i córki nie żyły dużo dłużej, najpierw zmarła Józefa na gruźlicę w lipcu 1877 roku jeszcze w Stryju na ul. Lwowskiej 319. Prawdopodobnie opiekę nad małoletnimi córkami Marcina, sąd polecił jego bratankowi, Franciszkowi Nartowskiemu w Narajowie i tam kilka miesięcy po matce zmarła Helena, przypuszczam, że też na gruźlicę, bo tak w jakichś wspomnieniach było nadmienione, a rok po matce Maria. Helena miała 18 lat, ile Maria nie wiem.
Ze śladów, jakie mi po nich pozostały, to tylko list Marcina do Stanisława, zdjęcie Marii i podpis na nutach Heleny. Po Józefie tylko skan wpisu do księgi metrykalnej mówiący o jej śmierci.
Mój praprapradziad Franciszek Nartowski zwany Kawką z żoną Anną z domu Gaberle, jak wynika z wyciągu cesarsko królewskiego rejestru szlacheckiego z 22 czerwca 1825 r. mieli potomstwo:
Syn Antoni poczmistrz w Gwoźdźci i Zabłotowie, żonaty z Marceliną Dzieżkówną, (dopiero po 1849 roku) w 1829 roku jedyny pełnoletni (można przypuszczać, że urodził się miedzy 1802 a 1805 rokiem)
Syn Marcin lekarz w Stryju Urodzony 1817 roku
Syn Stanisław mój prapradziad *1814, ciekawostką jest, że w 1814 toku został ochrzczony tylko „z wody”, przez gwardiana Jezuitów, przy asyście Stefana Hankiewicza i Marianny Hankiewicz, a dopiero w 1835 .05.03 regularnie ochrzczony i wciągnięty w księgi chrztu miasta Gwoźdźca. Musiało widać było zagrożenie jego życia zaraz po urodzeniu.
I córki Maria i Karolina, również* po 1805 roku. O nich nie wiem nic.
Ciekawe, że w posiadanych przeze mnie dokumentach nie ma ani słowa o Antonim, a to on jest wymieniany w liście Marcina do Stanisława, o którym napiszę dalej, jako ten, który opiekuje się siostrą i matką i to Antoni łożył na studia medyczne w Wiedniu na Marcina. Sądzę, że on jedyny, to znaczy Antoni, był po prostu pełnoletni w chwili śmierci ojca i jako takiemu można było powierzyć opiekę nad osierociałą rodziną.
Po ojcu przejął pocztę w Gwoźdźcu (po 1829 roku), właśnie syn Antoni.
Antoni, ożeniony z Marceliną Dzieżek, (ale dopiero po 1847 roku). Objął pocztę, ale wraz z długami. Do majątku pod Gwoźdźcem, do syna przeprowadziła się wdowa po Franciszku Nartowskim. Niedługo jednak tam mieszkali, bo spłata długów po ojcu, spowodowała, że Antoni musiał sprzedać dwór i przenieść się na mniejszą pocztę do Zabłotowa. A później prawdopodobnie prowadziła pocztę Lamberta i Marcelina Nartowskie, chyba do wyjścia Lamberty za mąż za Kołowskiego. Jeszcze jest wymieniana w szematyzmach na poczcie w Zaleszczykach, jako Nartowska.
Przejścia, łożenie na młodsze rodzeństwo jak i niezaradność życiowa, mocno nadszarpnęły jego zdrowiem. Antoni zmarł około 1858 roku.
Opiekę na jego córką Lambertą sąd powierzył 30 września 1858 roku Macelinie, czyli wdowie po Antonim oraz Marcinowi, to znaczy bratu Antoniego, z poleceniem, aby jak wynika z pisma sądowego razem z bratową, trzymali pieczę mad małoletnią.
Z listu od brata Marcina Nartowskiego pisanego z Wiednia do Stanisława dowiadujemy się:
9 listopada 1847 Wiedeń (fragmenty)
Kochany Stasiu!
Winienem Ci odpowiedź na twój ostatni list, jako też na ten któren z pakietem był załączony. Jednak na ten ostatni nie mam, co odpowiadać gdyż ten był musiał jeszcze przed tym bądź był pisany nim dostałeś wiadomość o tym żeś do Narajowa został mianowany…
Ty takie listy piszesz lamenty, takie strachi i takie frasunki opisujesz – i takie same listy z domu otrzymałem, jak gdybyś ty dopiero był smarkacz 19 letni albo 17 letni, tak robisz jakbyś jeszcze nigdy na świecie nie żył nie potrafił zaradzić w teraźniejszym położeniu, które Ci teraz obiecuje przyjemności – ale ty w samej rzeczy nie mogą was wystawić-jakie wy ludzi jesteście podajecie się o sytuację większą, piszesz, aby wszystko tentować co by tylko wam pomogło, a potem gdy to się wszystko zrobi- to po tym lamentujecie nie wiecie by dać rady i obecnie rezygnować.
…
Teraz do moich słów prawdy!
Patrz bracie kochany- będąc jeszcze w Bolechowie, prowadziłeś ty życie przyjemne, jako kawaler, nie żyłeś w prawdzie w zbytku, ale też, co to bieda-bawiłeś się. Hulałeś sobie, kochałeś się romantycznie – twoje najpiękniejsze lata....pięknie spędziłeś, jak 1000 innych ludzi tego nie mieli- u p. twojej rodziny brat autor –ten w swoim najpiękniejszym wieku już musiał się martwić i mozolić, on musiał wypłacić dług po Ojcu- musiał, na nas wszystkich pracować- a co za to miał i ma dotychczas niepokój w domu i teraz jest starym kawalerem, któren przez cały czas tylko ukradkiem po lasach lub po polach swe przyjemności życia z chłopakami używać musiał- Tyś dostał pocztę w Rzegocinie, z tym utrzymaniem i własny chleb, nie bardzo to pyszne utrzymanie, ale dla Ciebie jednego dostateczne i nawet dosyć przyjemne- nie chciałeś lub, podług Twego zdania nie mogłeś sam żyć, ożeniłeś się- dostałeś żonę piękna, młodą, dobrą, dostałeś Anioła- dostałeś żonę, o która którzy ja poznali zazdrościli. Ty przeżyłeś z nią prawie dwa lata w słodyczy, chociaż w niedostatku, użyłeś szczęścia stanu małżeńskiego, owoc tego pięknego małżeństwa jest luby piękny Aniołek-Bogu się podobało tobie żonę tę pozwać do siebie- tyś został w smutku podrożony- ale teraz Bóg się nad tobą zlitował, poprawia twój los, daje Ci utrzymanie piękne będziesz miał 1300 (lub 1500- nie bardzo mogę odczytać słowa) K rocznego dochodu – a ty narzekasz- ta ty teraz rady dać nie możesz- fe Stasiu- to nieładnie-postępuj ty teraz, jako mężczyzna- nie jako chłopak- masz doświadczenie- i nie ulegaj zaraz pierwszym trudnościom- Więc jeżeli już nie możesz z nikąd dostać pieniędzy na pożyczkę -ha, to ty poradź-mężczyzna tak przystojny jak ty z 1500 K rocznego dochodu, aby partii nie znalazł, która go ze wszystkich tarapatów wyrwała – i aby ty po tym szczęśliwie żył dla swoje żony- a przynajmniej dla swego dziecka.
…
Stasiu Kochany-przykro mi jest pisać, mnie samemu łzy idą- ale ja to mocne przedsięwzięcie zrobiłem sam teraz porzucam Wiedeń- jadę do Galicji szukać mego szczęścia- i chcę Antosiowi pomóc gdyż on w okropnej biedzie –prawda, że ja na razie nie mam nic jeszcze, ale czy Bóg łaskaw mi da abym temu poczciwemu i biednemu Bratu i Matce starej pomógł… ( reszta listu przepadła)
Po tym liście prawdopodobnie Marcin Nartowski, już jako lekarz ożenił się z panną Sztafin, Podobno Żydówką z Zaleszczyk, niestety nie znam imienia i w 1850 roku urodził mu się syn Bronisław, który najpierw był notariuszem w Stryju, a później prezydentem Lwowskiej Izby Notarialnej zmarł w 1916 roku.
O Marcinie niewiele więcej wiem, tylko tyle, że musiał owdowieć i powtórnie się ożenił z Józefa Bętkowską i z tego związku urodził się Antoni, Helena w 1859 roku i Maria. Prawdopodobnie w 1859 roku, albo mniej więcej w tym roku, roku Marcin został lekarzem powiatowym w Stryju do roku 1874.
Nie wiadomo, ale być może śmierć brata Stanisława w 1873 roku, przyczyniła się do śmierci Marcina, niecały rok później, na apopleksję. Jego żona i córki nie żyły dużo dłużej, najpierw zmarła Józefa na gruźlicę w lipcu 1877 roku jeszcze w Stryju na ul. Lwowskiej 319. Prawdopodobnie opiekę nad małoletnimi córkami Marcina, sąd polecił jego bratankowi, Franciszkowi Nartowskiemu w Narajowie i tam kilka miesięcy po matce zmarła Helena, przypuszczam, że też na gruźlicę, bo tak w jakichś wspomnieniach było nadmienione, a rok po matce Maria. Helena miała 18 lat, ile Maria nie wiem.
Ze śladów, jakie mi po nich pozostały, to tylko list Marcina do Stanisława, zdjęcie Marii i podpis na nutach Heleny. Po Józefie tylko skan wpisu do księgi metrykalnej mówiący o jej śmierci.