Post
autor: bernard123 » śr mar 17, 2010 9:45 pm
Andzia płakała wtulona w kożuszek sąsiadki .Szloch i podrygiwanie pleców
świadczyło , że nie może się uspokoić , mimo poklepywania przez Teofilową
i jej uspokajającego głosu.
-Stara była , to i padła. Już Wacław gadali , że wymienić na młodą trzeba.
A ile to Wacława już nie ma?
-Trzeci rok na Marcina minął -odpowiedziała Andzia nieco spokojniejszym głosem.
Paru chłopów ładowało zdechłą krowę na wóz i teraz zapierali sztywne racice o kłonice.
Wywozili ją do hodowli lisów.
-Wackowo idźcie do Dyzia. Słyszałam, że ma pierwiastkę na sprzedaż.
Jego krowy w połowie śmietanę dają i spokojne.
-A pójdę , pójdę . Przecie jak bez mleka żyć.
Wóz z krową wytoczył się z podwórka , żegnany zapłakanym wzrokiem Andzi.
I Teofilowa poszła do domu a gospodyni zamknęła za nią bramę. Postała przy plocie
spoglądając na tuman kurzu wzbijany przez zaprzęg .
-Jeno pył został...-mruknęła do siebie- czas do domu.
Z czego zrobię dziś kolację , zastanowiła się w myślach.
Przyzwyczajona do mlecznych posiłków ,nie wyobrażała sobie innego pożywienia.
Wolnym krokiem zmierzała do domu ,lecz po chwili przystanęła .
-Idę do Dyzia- zdziwiła się słysząc swój szept -chyba wariuję- powtórzyła .
I poszła.
Sąsiada spotkała kręcącego się w obejściu .
-Już wywieźli? -spytał.
Andzia tylko głową kiwnęła i znów łzy pokazały się w kącikach oczu.
-No cichajta już . Co było to poszło i wracać nie trza.
Dyzio w miarę poprawnie posługiwał się językiem literackim ale jak załatwiał
„sprawy gospodarskie” przechodził na gwarę, był z tego znany.
-Pawnikiem po mleko na wieczerzę żeśta przyszli .A dam ile chceta ale późnij po udojku .
-A po mleko przyszłam ale razem z fabryką .Pierwiastkę na sprzedaż macie to pogadać
przyszłam. Pokażcie ją, może pohandlujemy .
-Przymierzałem na targ wyprowadzić w adwencie , podpaść trocha trza .
-Pokażcie jaka jest. A mleczna ona?-Andzia dopytywała ciekawie.
-Wackowo , przecie sami wicie , w całyj wsi lepszyj nie najdziecie .
Krowa istotnie była ładna , tylko cena wysoka jak za trzylatkę.
Rozpoczęły się długie targi, klepań w ręce było dużo aż stanęło na czterech tysiącach.
Dyzio wyprowadził krowę na powrozie za bramę i dopiero tam oddał postronek Andzi.
Stary zwyczaj mówił,że kupiec szczęście wyprowadzić może jak sam wyciąga dobytek z obory.
Powinność to gospodarza .
Andzia zadowolona z zakupu , spytała na odchodne -A nie kopie ona .
Spokojna jak baranek , nie bójta się- odrzekł Dyzio.
Szła Andzia do domu a krowa raz po raz oglądała się do tyłu , nie rozumiejąc sytuacji.
W oborze długo oglądała mury , potem pogrzebała w ściółce, poznawała swój nowy dom.
Gospodyni napoiła ją i zadała świeżego siana, krowa zaczęła żuć.
Jeszcze za widna Andzia rozpoczęła dojenie , poszła do obory , poklepała krowę
i podstawiwszy stołek , przysiadła .Umyła wymię i wytarła szmatką .
Pierwsze strugi mleka puściła na słomę a później dał się słychać miarowy szum płynącego mleka
po ściankach metalowego wiadra. Krowa stała spokojnie ale do czasu...jak wiadro było po wrąbki
wykonała niedbały ruch nogą w efekcie czego , Andzia wyskoczyła z obory zalana mlekiem
i z wiadrem na głowie.
Wściekła , nawet nie myjąc się pobiegła do Dyzia.
-Dyziu , ona kopie. Myślałam , że po sąsiedzku zakup prowadzę a wy trefny towar sprzedaliście.
Nieuczciwość to straszna wdowę oszukiwać!
-Wackowo , krowa dobra jest .Pomyśleć trza co przyczyną było. Może przestraszyła się czego?
-Niczego w oborze nie było , nawet kota .Wydaje mi się , że cały czas czekała aż pełne wiadro
będzie i wtedy kopnęła.
-Nic do głowy nie przychodzi mi , jak to , .ze zawsze ja doję ,bo moja słabuje.
Krowa do chłopa przyzwyczajona i basta. Nie macie tam po Wacławie jakiej kapoty
i kaśkieta ?Ubierzta to przed dojeniem i dobrze będzie.
Andzia trochę z niedowierzaniem zmierzała do bramy i tam dopadł ją głos Dionizego.
-A jeszcze śpiwam przy udojku „Kiedy ranne stają zorze...”to i wy pośpiwajta.
Andzia przegryzła na kolację skibkę chleba , popiła kawą zbożową i poszła spać.
Och , co to było za spanie , najpierw usnąć nie mogła a kiedy sen przyszedł to widma kopiących
krów wypocząć jej nie dały.
O świtaniu w starej marynarce Wacka i w jego czapce do obory poleciała. Przeżegnała się
i do dojenia zasiadła. Co będzie to będzie...w imię Boże.
Pięknym głosem zaintonowała poranną pieśń a nawet powtórzyła ją w czasie dojenia dwa razy
bo mleka było mnóstwo . Krowa co raz oglądała się zdziwiona ale wtedy Andzia zwiększała
siłę głosu .Odstawiła wiadro na próg, poklepała krowę po karku.
-Będzie dobrze- pomyślała.
W południe krasula wierciła się trochę bardziej ale obyło się bez incydentów .Cały dzień kręciła
się Andzia po podwórku. Coraz zachodziła do obory, poiła krowę, zadawała siana i donosiła
liście z kapusty .Zostały po wycięciu główek a już jesień , szkoda zmarnować
a i krowa przyzwyczajenia większego do nowej gospodyni złapie.
Wieczorem uspokojona Andzia , przebrała się w mężowskie ubrania doić zaczęła
o śpiewaniu nie zapomniawszy. Krowa stała spokojnie , coraz tylko strzygła uszami
a na końcu dojenia stało się .Tym razem nawet Andzia dostała racicą w swoją nogę.
Tego zawsze spokojnej Andzi za wiele było. Ubrana z męska i utytłana w gnoju pobiegła
do Dyzia.
-Znowu kopnęła -wykrzyczała- rano dobrze , w południe dobrze a teraz kopie.
Za chłopa przebieram się i poddaję jej pod pysk wszystko. Nic to nie daje.
-A śpiewacie przy udojku?-zapytał Dionizy
-Rano śpiewałam i w południe. I teraz wieczorem też i nic.
-A coście śpiewali?
--”Kiedy ranne...” jak kazaliście.
-Oj ,Wackowo ,Wackowo. Wieczorem to się śpiwo „Wszystkie nasze dzienne sprawy...”
Dlatego was pokopała.
Do Andzi dotarło , że jest posiadaczką "muzykalnej" krowy.
Od tej pory krowa nigdy już Andzi nie kopnęła ,nawet wtedy gdy zrezygnowała z męskich
strojów. Przy każdym dojeniu rozlegał się piękny śpiew Andzi , oczywiście dostosowany do
pory dnia.
Krowa przeżyła Andzię.
Bernard
Ostatnio zmieniony śr mar 17, 2010 11:45 pm przez
bernard123, łącznie zmieniany 2 razy.
Bernard Wdowiak
Bawolec,Wdowiak,Grądziel,Woźniak,Trociński,
Narojczyk ,Miśkiewicz .