Post
autor: bernard123 » pn lip 28, 2008 11:43 pm
Jest to makieta artykułu do lokalnej gazety .
Wstęp jest mój ,wspomnienia spisał syn w ramach pracy z historii - zostawił orginalne sformułowania wspominającej .
“Gdy zgaśnie pamięć ludzka, przemówią kamienie”
„Gdy zgaśnie pamięć ludzka, przemówią kamienie” tak wiele lat temu powiedział Prymas Tysiąclecia kardynał Stefan Wyszyński.
W Gminie Magnuszew we wrześniu zbudowano dwa nowe nagrobki, upamiętniające mieszkańców tej okolicy, którzy zapłacili najwyższą cenę w czasie działań II Wojny Światowej.
Na cmentarzu parafialnym w Magnuszewie ksiądz kanonik Florian Rafałowski poświęcił nagrobek czternastu mężczyzn zamordowanych 27 października 1943r. We Mszy Świętej za poległych a także w czasie wyświęcenia pomnika uczestniczyły rodziny zamordowanych, Wójt Gminy Magnuszew — Henryk Plak, Sekretarz Gminy — Barbara Sobota i Przewodniczący Rady Gminy - Bernard Wdowiak.
W Mniszewie stanął nowy nagrobek z napisem: Edward Bukowski 1900— ł944. Żołnierz Armii Krajowej „ Kierownik Szkoły Podstawowej w Chmielewie w latach 1924—1944. Zginął z rąk okupanta podczas bombardowania 2 sierpnia ł944r., ratując życie mieszkańcom okolicznych wsi.
Jadwiga Teresa Bukowska 1931 — 1944r. Poniżej przytaczam I wspomnień pani Wandy Marczak z Rozniszewa spisany przez ucznia Gimnazjum w Mniszewie.
Bernard Wdowiak
"…nikt nie liczył, że przeżyje."
Na przyczółku warecko-magnuszewskim 1 sierpnia 1944 roku Rosjanie zaczęli przedzierać się przez Wisłę. Nasze gospodarstwo było na skraju lasu 4 kilometry od Wisły we wsi Kolonia Rozniszew.
Niemcy wszystkich ludzi z wiosek położonych nad Wisłą ewakuowali przed siebie. Wojska radzieckie zaczęły się przeprawiać przez Wisłę na łodziach pontonowych.
Dużo gospodarzy ze swoim dobytkiem zatrzymało się u nas. Uważali, że w naszym gospodarstwie będą bezpieczni. Przez trzy dni trwała walka, nad naszymi budynkami bez przerwy przelatywały pociski niemieckie i rosyjskie. Siedzieliśmy wszyscy w piwnicach i modliliśmy się a pociski bez przerwy padały wokół naszych budynków, nikt nie liczył, że przeżyje. Po trzech dniach okropnej walki przyszło czterech żołnierzy radzieckich, był to patrol. Zaczęli nam mówić że German ucieka i nie zatrzyma się jak w Berlinie, żebyśmy wychodzili z piwnic. W tym czasie ucichło. Pociski przestały przelatywać. Zaczęliśmy wszyscy wychodzić z piwnic, mężczyźni z okopów. Żołnierze poszli do obory i cały tłum ludzi z nimi. Obora była duża, murowana. Niemcy w pobliżu byli obsadzeni z działami pół kilometra od naszych budynków. Zauważyli patrol rosyjski, myśleli że to jest dużo wojska. Zaczęli strasznie bić. Przez dwie godziny pociski padały w nasze budynki. 25 osób zostało zabitych i dużo rannych.
Ja z moim mężem i miesięczną córeczką Danielą byłam w tej oborze. Razem z nami siostra męża Stefania Kociszewska ze swoim mężem i dziewięciomiesięczną córką na ręku. Żołnierze stali blisko nas, pocisk niemiecki uderzył w oborę. Trzech żołnierzy, którzy stali blisko nas zostali zabici. Siostry Kociszewskiej mąż został zabity oraz córka, którą trzymała na ręku. Ona lekko ranna. Ja z mężem dzięki Bogu ocaleliśmy. Wszyscy, kto żywy uciekaliśmy do piwnicy. Pociski padały jak grad. Na łące za domem leżały zabite krowy i konie. Budynki zaczęły się palić, zrobił się okropny popłoch, kto mógł to uciekał. Ja zostałam sama w piwnicy z dzieckiem na ręku, nie mogłam wyjść bo zawaliły się schody. Strasznie krzyczałam. Przy wejściu do piwnicy stał bardzo ranny nauczyciel z Chmielewa pan Bukowski przy swojej 15-to letniej córce, która leżała zabita w kałuży krwi. Chciał mi pomóc ale miał urwaną rękę i sam ledwie stał, a jego żona klęczała obok. Zaczełam krzyczeć. Mój mąż nie zauważył, że ja zostałam w piwnicy. Jak usłyszał krzyk dopiero się wrócił i wyciągnął mnie z dzieckiem.
To było straszne, jedni uciekali pod Niemca w stronę Zakrzewa, drudzy w stronę Wisły pod Ruskich. Uciekaliśmy do Gruszczyna. Cały tłum ludzi z nami i jeden żołnierz radziecki bo trzech zostało zabitych w oborze. Pociski niemieckie padały całą drogę to przed nami to za nami. My bez przerwy padaliśmy na ziemię. Zmoknięci i zmazani w błocie bo padał deszcz. Te trzy kilometry drogi do Gruszczyna szliśmy kilka godzin. Zatrzymaliśmy się w Chmielewie u Cholewów, którzy byli u nas. Oni uciekli w stronę Zakrzewa pod Niemca. Mieli trzy dziewczynki. Nie zauważyli w tym strasznym zamieszaniu, że jednej nie ma. Miała ona 9 lat, uciekła razem z nami pod Ruskich. Od razu schowaliśmy się do piwnicy bo pociski bez przerwy padały. Dopiero tam zobaczyłam, że nie mam żadnej pieluchy dla dziecka. Mąż zdjął koszulę, oberżnął rękawy i to były pieluszki.
Wojska rosyjskie przeprawiały się przez Wisłę na łodziach pontonowych. Samoloty bez przerwy zrzucały bomby. Po kilku dniach okropnej wojny uciekliśmy za Wisłę. Żołnierze przewozili łodziami pontonowymi ludność cywilną. Zbudowali most pontonowy . W tym czasie przeprawiało się wojsko polskie przez most. Nadleciały samoloty niemieckie i zaczęły bombardować. Dużo polskich żołnierzy zostało zabitych i wszyscy razem z mostem utonęli. Bombardowanie trwało bardzo długo. Jedne samoloty odlatywały, drugie przylatywały. W tym czasie przeprawialiśmy się przez Wisłę łodziami, będąc blisko mostu przeżyliśmy drugie piekło, nikt nie liczył, że przeżyje. Całe tłumy ludzi uciekały od strasznej wojny.
Zatrzymaliśmy się w Rębkowie pod Garwolinem. Tam zaczęła się tułaczka, nic nie mieliśmy do jedzenia i do ubrania bo wszystko zostało spalone. Cały inwentarz wybity. Na razie liczyliśmy, że to nie potrwa tak długo, że front ruszy do przodu. Wojska rosyjskie bez przerwy nadciągały a front stał w miejscu. Wojsko rosyjskie wszystką ludność z przyczółka warecko-magnuszewskiego ewakuowało za Wisłę do okolic Garwolina. Musieli zgromadzić dużo wojska i dopiero ruszyli na Niemca . Ofensywa rozpoczęła się 15 stycznia 1945 roku. Całą zimę mieszkaliśmy w Guźnie za Garwolinem. Mieszkaliśmy u bardzo dobrych ludzi. Mieli dwa mieszkania, jedno nam dali. Mąż robił bimber z buraków i chodził do Garwolina sprzedawać, z tego żyliśmy.
Do domu wróciliśmy S kwietnia. Na Wiśle były wybudowane dwa mosty drewniane, którymi przechodziło wojsko. Z naszych budynków zostały tylko zgliszcza. Z domu zostało 4 ściany bez okien, drzwi i dachu. I tak zamieszkaliśmy. Na polach bardzo duże doły i rowy a także okopy, w które wjeżdżały samochody z pociskami. Bardzo dużo ziemianek, w których mieszkało wojsko i leje po bombach. Żeby uprawiać pola najpierw musieliśmy te doły pozawalać. To był najgorszy okres w naszym życiu. Nie było co jeść, w co się ubrać i gdzie mieszkać. Państwo dało trochę zboża żeby obsiać pola. Wszystkie łąki nad Pilicą były zaminowane. Przez długi czas ginęli ludzie, którzy wchodzili na miny.
Od ludzi, którzy zostali w naszych zabudowaniach dowiedzieliśmy się co się działo po naszej ucieczce. Zostali tylko ranni oraz osoby, które nie chciały zostawić bliskich. Na nasze podwórko wkroczyli ponownie Niemcy. Wszystkich ustawili pod płotem do rozstrzelania. Panią Kociszewską z Rękowic, która miała przestrzelone nogi na rozkaz Niemców wynosił na podwórko jej syn Marian. Ciotkę Cholewiną z Chmielewa zostawili w oborze, gdyż była to bardzo gruba staruszka i nie mogli jej wynieść. Panią Bukowską wywieźli do sztabu niemieckiego, który mieścił się w Anielinie jako szpiega. I dopiero następnego dnia odbili ją Rosjanie. Niemcy do rozstrzelania naszykowali około 15-tu osób. Pan Bukowski słaby z powodu upływu krwi, bo mu rękę urwało zaczął wstawiać się za tymi ludźmi do Niemców. Znał bowiem język niemiecki. Całą noc przekonywał Niemców a nad ranem umarł. Dzięki niemu te kilkanaście osób żyło dalej.
Pan Bukowski z córką pochowany jest na cmentarzu w Mniszewie. Grób, to cementowa ramka z żelaznym krzyżem i cementową tablicą
Jest on blisko grobu brata mojego dziadka. Od łat moi rodzice sprzątają ten grób, a ja palę tam świeczki.
Uważam, że dziś my-młodzież szkolna powinniśmy zadbać o ten grób. Pan Bukowski był kierownikiem szkoły w Chmielewie, nauczycielem naszych dziadków i uratował od śmierci wielu ludzi.
Bartłomiej Wdowiak
Ostatnio zmieniony wt lip 29, 2008 11:12 pm przez
bernard123, łącznie zmieniany 1 raz.