Witam
muszę wam o tym napisać !! bo to właśnie za sprawą Waszych pomysłów znalazłam definitywnie wuja.
Otóż zwróciłam się elektronicznie do Bad Arolsen i pisemnie od USC.
Akt (ślubu) z USC ma przyjść na dniach (sporo kosztowało, ale trudno...). Natomiast Bad Arolsen znalazł wuja (szybciej i za darmo). Jeśli ktoś z czytających ma wątpliwości czy warto tam się zgłosić, to mój przypadek potwierdza, że warto. W elektronicznym wniosku opisałam wszystko co wiem, tak jak i wam tutaj. W odpowiedzi dostałam co następuje:
pismo (jak widać w języku polskim, więc nie ma problemów ze zrozumieniem - dodatkowo jest powód aresztowania) oraz
kartę obozową (tą niestety po niemiecku, więc nie rozumiem ani słowa.... ale za pomocą słownika google doszłam, że na końcu jest notka, że wuj był ..... w "dobrej kondycji fizycznej").
Przykra historia, wychodzi na to, że wuj został aresztowany w czerwcu 1944, kiedy to jego żona była w 2 miesiącu ciąży. Z tego co zrozumiałam najpierw był przetrzymywany w Schrottersburg=Płocku (2,5 miesiąca), a potem trafił do obozu koncentracyjnego Stutthof koło Gdańska, gdzie zmarł po 1,5 miesiąca. Jego żona rodzi 2,5 miesiąca później i nadaje dziecku imię po zamordowanym mężu - Wacław. Niestety dziecko żyje tylko 9 dni....
Dokumenty jakie żona otrzymała z obozu nie zachowały się. Wydaje się, że po wojnie sprawa śmierci wuja nie została uregulowana, aż do 59' roku kiedy to USC sporządza akt zgonu wuja (pewnie na prośbę rodziny), wpisując jako datę śmierci 1946 rok - prawdopodobnie dlatego, że akta akurat z tego roku, jak się niedawno dowiedziałam, spłonęły.
.... a miał tylko 32 lata.
jeszcze raz dziękuję Wam za pomoc w rozwikłaniu tej historii