Pozwalam sobie przekopiować z GW tekst o dawnych cmentarnych zwyczajach.
W porównaniu z dzisiejszymi, są, powiedzmy, szokujące
Obyczaje: Cmentarze kiedyś tętniły życiem
Jacek Madeja 2011-10-30, ostatnia aktualizacja 2011-10-30 16:48:30.0
Trumny na drzewach i prostytutki oferujące swoje usługi na cmentarnych alejkach przed wiekami nikogo nie dziwiły - o to, jak zmieniały się nasze zwyczaje, pytamy etnologa dr. Grzegorza Odoja
Jacek Madeja: Czy w czasach współczesnego "kultu młodości" jest jeszcze miejsce na odwiedzanie cmentarzy?
Dr Grzegorz Odój, etnolog z Uniwersytetu Śląskiego: Nic się nie zmieniło. Niebawem, jak co roku, znów zgromadzimy się na cmentarzach. To utarty rytm naszego funkcjonowania. Zmieniła się za to rola cmentarza. Niegdyś były to miejsca wielofunkcyjne. Działy się tam rzeczy, o których dzisiaj nawet byśmy nie pomyśleli.
Jakie?
Przed wiekami na cmentarzach, które znajdowały się w centralnych częściach miast, handlowano, spotykano się, kwitło życie towarzyskie. Swoje wdzięki oferowały kobiety lekkich obyczajów. Kto zadarł głowę, w koronach drzew mógł dostrzec trumny. Spoczywały w nich osoby, które nie mogły być pochowane w poświęconej ziemi. W średniowieczu cmentarz był też miejscem otoczonym tabu. Kto popadł w konflikt z prawem, mógł znaleźć azyl między zmarłymi. Na cmentarzu nikogo nie było wolno pojmać, więc złoczyńcy budowali tam domki i mieszkali latami.
Ale było na cmentarzach miejsce na groby i memento mori?
Śmierć była o wiele bardziej widoczna niż dzisiaj. Cmentarz o wiele wyraźniej niż dzisiaj przypominał o przemijaniu i skończoności życia. I to dosłownie, bo z braku miejsc zwłoki były wykopywane co dwa-trzy lata i trafiały do tzw. ossuariów, czyli najniższych części kaplic, gdzie było widać, jak się rozkładają.
Dziś cmentarze są, rzeczywiście, bardziej sterylne...
Zmieniło się nasze podejście do śmierci. Wtedy była blisko, człowiek był z nią oswojony. Umierało się w otoczeniu rodziny, często przychodzili sąsiedzi. Dziś śmierć to sprawa wstydliwa, przychodzi po cichu, za biały parawan. Cmentarz to niemal wyłącznie sfera pamięci o przodkach i właściwie tylko z tym się kojarzy. Nasza kultura próbuje odsunąć śmierć na margines.
A jednocześnie wciska się na ekrany telewizorów. Wciąż jest bardzo atrakcyjna.
Śmierć przykuwa uwagę, ale jedynie w telewizji, bo tam jest odrealniona. Napawamy się krwawymi scenami, ale nie traktujemy prawdziwie. Śmierć jest filmową aktorką. Gdy więc spotykamy ją w życiu, np. widząc wypadek, boimy się przejść lub przejechać obok. Robimy wszystko, żeby śmierć nas nie dotyczyła. Starość, która wiąże się z przemijaniem i rozpadem ciała, jest na tyle mało medialna, że niemal każdy staruszek pojawiający się w reklamie wciąż jest rześki i w jakiś sposób młody. Jeździ na rowerze, tańczy, skacze, jest zakochany. To starość, która jest właściwie młodością. Niestety, rzeczywistość jest zupełnie inna.
Straciliśmy coś, oddalając świadomość przemijania?
Bardzo wiele! Kiedyś z odchodzeniem związane były całe rytuały. Kiedy agonia się przedłużała, członkowie rodziny pomagali, np. wyciągając poduszkę spod głowy albo kładąc taką osobę na ziemi. W kulturze moment śmierci był bardzo ważny. Zatrzymywano wtedy wskazówki zegara i zasłaniano lustro. Ludzie się bali, że odbicie zmarłego może zabrać kogoś ze sobą. Teraz to wszystko zanikło.
źródło:
http://zielonagora.gazeta.pl/zielonagor ... yciem.html