
Otóż wszystko zaczyna się w Dolinie k. Stanisławowa na dawnych Kresach. Tam właśnie w r. 1817 przychodzi na świat Helenka Berkowska (moja 3xprababka) -nieślubne dziecko Anny Berkowskiej. Anna Berkowska kilka la później wychodzi za mąż za Jana Smulskiego/Smolskiego. Nie wiem czy Jan uznał Helenkę za swoją, w każdym razie jedno jest pewne, ze z Anną dzieci raczej już nie miał (nie znalazłam żadnego wpisu w księgach) i mnie to nie dziwi bo w dniu ślubu a Anną miał 77 lat.
Wracając do Helenki, ta poszła w ślady swojej rodzicielki i zafundowała sobie nie jedno, ale kilkoro dzieci nieślubnych i w zasadzie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dzieci te zazwyczaj były uznawane przez ich ojca Jana Drebotha, oprócz mojego 2xpradziadka Michała, który urodził się w międzyczasie jako nieślubny syn Heleny Smulskiej c. Anny i Jana Smulskiego

Żeby nie zamieszać podaję w kolejności dzieci zrodzone przez Helenkę:
1. Karolina Dreboth - ur. 28-09-1839 w Kałuszu (w akcie chrztu zapis mówiący o tym, że Jan Dreboth uznał ją jako swoje dziecko).
2. Michał Smulski/Smolski - ur. 17-02-1846 w Kałuszu jako nieślubne dziecko Heleny Smulskiej/Smolskiej, którego już wspomniany wyżej Jan Dreboth nie uznał
3. Rozalia Dreboth - ur. 28-03-1848 w Kałuszu jako córka Jana Drebotha i Heleny Berkowskiej.
4. Karol Dreboth - ur. 1850 jako syn Jana i Heleny.
Dodam tylko, że w 1846 r. Jan Dreboth żeni się z Helenką, czyli w tym samym roku, w którym przyszedł na świat Michał Smulski, dlaczego Michała nie uznał, skoro 5 lat wcześniej uznał córkę Karolinę? Jeżeli przyjście na świat Michała było wynikiem "skoku w bok" Helenki to Jan faktycznie musiał ją darzyć gorącym uczuciem skoro wybaczył i jeszcze się z nią ożenił. Helenka w różnych aktach zapisana jest bądź jako Berkowska, bądź jako Smolska.
Reasumując, jeżeli Jan Smulski nie uznał Heleny, to mój prapradziadek Michał powinien nosić nazwisko matki czyli Berkowski, a wtedy i ja powinnam się tak nazywać.
I takie oto totalnie poplątane historie zdarzają się nam genealogom, a nam pozostaje się z nimi zmierzyć i przyjąć wszystko z tzw. "dobrodziejstwem inwentarza"
