Waldku w nawiązanie do ostatniego zdania twojego posta otwierającego. Szkoda tylko że w ogromnej większości przypadków nie ma źródeł równoległych do ksiąg metrykalnych. Mam kilka parafii w swoich poszukiwaniach gdzie nie mogę wejść głębiej niż księgi utworzone w czasach zaborcy austriackiego a co dopiero mowa o źródłach równoległych. Mam też przypadki spalonych kościołów wraz z archiwum a także wędrujących ksiąg metrykalnych gdzie do tej pory proboszcz na za złe proboszczowi za cytuje "kradzież" ksiąg z XVI wieku pod pozorem "lepszej opieki". Co do usilnego "uszlachetnienia" się na siłę to przypomina mi się historia z tego forum z przed jakiś dwóch lat kiedy gość stwierdził że ma gdzieś swoich przodków którzy w swoim czasie nie zatroszczyli się o uszlachetnienie swego rodu (chyba się szybko "zniechęcił" do nas).
Musze przyznać że impulsem do moich poszukiwań historii rodzinnych były herbarze, lecz wtedy byłem młodszy i głupszy o 15 lat. Teraz z dumą mogę powiedzieć że jestem wielonarodowościowym wytworem szlacheckopodobnym (z nazwiska) wielu klas społecznych jakie się przewinęły przez moje badania. Od chłopa przez mieszczanina, rzemieślnika do węgierskiego szlachetnie urodzonego. Tyle mi wystarczy. Dziś nikomu nie muszę udowadniać swej szlachetności. Wystarczająco dużo osiągnąłem swoją własna pracą.
A wspomniane przez ciebie mezalianse i utracone majątki faktycznie były

(i mam je udokumentowane) chyba jako nagroda za pokorę z jaką zacząłem swego czasu podchodzić do swych badań.
Pozdrawiam,
Andrzej
PS: Sporą pierwszą część artykułu chyba skopiowałeś z jakiejś swojej bardzo starej wypowiedzi. Tu lub na genealogach.